
Publiczne toalety.
Niby nic o temacie ciekawego nie można napisać, a jednak.
Oczywiście w Sydney jak w każdym innym mieście-państwie są rożnego rodzaju publiczne toalety, jedne bardziej zadbane i bardzo estetyczne, drugie mniej, czytaj: nie chcielibyście tam wchodzić.
Ja chcę napisać o wrażeniach z toalety, która zapewne jest w niejednym cywilizowanym państwie, toalety jak dla nas kosmicznej, dosłownie i w przenośni :D
Toaleta niby taka jak każda inna, a jednak już na początku, gdy tylko się podejdzie jest różnica :D Żeby otworzyć drzwi należy nacisnąć przycisk obok, wówczas drzwi otwierają się, a raczej przesuwają automatycznie chowając w ścianę. Dla nas, prostych ludzi przyzwyczajonych do polskich Toi Toi - kosmos. Wydaje się, jak by wchodziło się do małej kapsuły rodem z filmów Star-trek :D
Po wejściu do środka drzwi zasuwają się ponownie i jest się szczelnie odizolowanym od świata.
W środku jest oczywiście standardowe wyposażenie, z tą małą różnicą, że jest masa miejsca, relaksacyjna muzyczka przygrywa w tle, tak tak, muzyczka gra że aż miło :D, gra aby szybciej i przyjemniej załatwić sprawę :D + jest miejsce na strzykawki dla narkomanów - pełna kultura.
Najlepszy jednak jak dla mnie patent to papier toaletowy na przycisk :D
Żeby dostać się do papieru należy wdusić przycisk, zaczekać aż automatyczny podajnik wysunie skrawek papieru, a następnie pobrać wystający kawałek i tak w kółko :DDDDD
Innego sposobu nie ma.
Po zakończeniu wszystkich czynności fizjologicznych ponownie, lecz tym razem już od wewnątrz naciska się duży zielony przycisk, drzwi otwierają się i jest się na wolności...... ; >






